Troche tego bylo ale 2 sytuacje mnie naprawde przestraszyly.
1: Pierwszy dzien na R1, kupilem, wrocilem do domu (80km), ustawka z kumplami i jedziemy upalac. Wjezdzalem sie w sprzeta ale tempo mielismy i tak zdrowe, dwoch kumpli na r6 i R1 mi ucieklo przez jedna sekcje zakretow wiec na prostej oczywiscie ich gonie jak debil, dluuga prosta i pola po obu stronach, droga waska ale w dobrym stanie. Na budziku mialem ponad 260km/h ostatni raz jak spojzalem, patrze przez siebie...i widze jak kumpel na r1 leci nad ziemia
Nie zdazylem nawet pomyslec KURWA czy odjac gaz, poczolem tylko ostre jebniecie i lece...czas zwolnil, zdazylem pomyslec "trzymaj prosto kiere, trzymaj prosto kiere"
Ladowanie, mala shimma i smiech z wlasnej glupoty, okazalo sie ze na srodku prostej jest maly mostek, przed tym mostkiem zapadl sie asfalt wiec przy wiekszych predkosciach mozna sobie polatac
W tym sezonie trzeba bedzie celowo tak polatac ale juz nie przy takiej predkosci
2. Scigalem sie z M5 E60, padal deszcz, noc, ciemno...lecialem za nim i co chwile przecieralem szybke w kasku zeby cos widziec. Kumpel na r1 odpuscil a ja dalej cisne za kolesiem. Wjechalismy na oswietlona autostrade wiec teraz to mu pokaze! Wyprzedzam go lewym pasem przy okolo 260 (wbijalem szostke), lekki zakret, on jedzie teraz doslownie obok mojego tylniego kola...i nagle czuje jak mi tyl leciutko zaczyna uciekac na bok...odpuscilem szybko gaz, pomachalem do kolesia ze juz odpuszczam i zawrocilem do domu z kupa w majtach
Swoja droga, m5 z 4ma osobami na pokladzie zapierdalalo nieziemsko, trzeba bedzie znalesc chetnego do wyscigu jak bedzie sucho